Na zachodzie jest jakaś inna kultura zarządzania i moralność. Z włąsnych obserwacji wiem np dopuki w oddziale firmy zachodniej w polsce jest szefostwo i kierownictwo z zachodu to panujące standardy pracy płacy - są dla pracowników korzystne. ale zachodnie szefostwo kiedys musi wrócić do domu i wtedy przekazuje władzę czosnkowym/polaczkom a ci chcą się wykazywać przed szefami z zagranicy i zaczyna sie jazda bez trzymanki. obcinanie płąc etatów, wszedzie szukają zysku i jak by tu oszwabić kontrahentów i klientów - i chyba widać że w przypadku banków też wyglada podobnie. jest jeszcze jedno - moim zdaniem wskazuje to na fakt że polska jest krajem kolonialnym skolonizowanym przez zachód - i chodzi tylko o to żeby wydoić i wyeksploataować ten skolonizowany kraj do maksimum - stąd takie umowy na kredyty i przyczki.
"15.000 zł, od której to naliczane są odsetki i raty, ubezpieczenie wynosi 3.189"
* * *
To "ubezpieczenie" pożyczki od klientów mających odpowiedni poziom dochodów — wynoszące "tylko" 3.189 zł od 15.000 — jest przecież także niczym innym jak wręcz bandyckim oszustwem!
To jest przecież czysty rabunek klientów dokonywany przez banki!
Czyli te nadzwyczajne, albo bandyckie dochody oraz zyski banków w PRL-bis się biorą przede wszystkim z RABUNKU DOKONYWANEGO NA KLIENTACH tych BANKÓW.
Bank w USA, który chciałby tak traktowć klientów — szybko stałby się bankrutem! Nawet Bank of America, który podniósł jakieś opłaty o dolara czy dwa — musiał się szybko z tego wycofać, bo tracił klientów masowo likwidujących swoje konta w tym banku.
przecież to państwo zburzyć, powiązania wyciąć do korzenia i spalić; inaczej się nie da... gdzie nie ruszysz ręką dziadostwo, zgnilizna, niemożność, bezczelne złodziejstwo, korupcja i sitwa..
Gdybym drukował na drukarce fałszywe pieniądze - i pożyczał je legalnie ludziom na procent - to byłbym oszustem, prawda?
DOKŁADNIE tak samo działa bank - tyle, że nie drukuje fałszywych banknotów - ale produkuje fałszywki w formie bezgotówkowej, które są o tyle "doskonalsze" z punktu widzenia oszusta, że są NIE DO ODRÓŻNIENIA od prawdziwych pieniędzy, nie do wykrycia, bo nie mają fizycznej postaci.
Powtarzam, współczesna bankowość prawie w CAŁOŚCI jest oszustwem. Ale okradani są nie tylko kredytobiorcy - bo to wydaje się oczywiste - ale również wszyscy inni, całe społeczeństwo, o czym też pisałem:
Oczywiście, że trzeba nie tylko publicznie (medialnie) ujawniać przestępstwa, ale jeszcze o nich zawiadamiać organy ścigania. Poprawi to z czasem funkcjonowanie naszego państwa - proces to długi, ale wart zachodu. Gratulacje, panie Pawle.
Freedom, masz rację. Tak samo, jak ja wiem, że mam rację w mojej sprawie. I od kilku lat chodzę sobie z tą racją po świecie, głodując częstokroć i uważając na przejeżdżające samochody.
Obecnie, pomimo swiadomości, że nie tylko banki, ale całe polskie państwo, niewolniczo wykorzystuje obywateli, jesteśmy - de facto - bezsilni. Czy ta bezsilność da społeczeństwu wystarczająco dużo havlowskiej siły? Kiedy to nastąpi?
Polacy płacą odsetki od ubezpieczenia i od prowizji? Nie wierzę, że aż tacy naiwni jesteśmy...
Ale jakie ma się wyjście, jak kasy znikąd?
Nigdy w życiu nie wziąłem kredytu i nie mam zamiaru.
Na szczęście nie musiałem. Miliony Polaków musiało.
Ale w wyścigu po nowe atrakcyjne mieszkania po 2006 r. pozostałem niestety w tyle - kredytobiorcy dzięki powszechnie dostępnym kredytom dostali taką sprężynę finansową, że wystrzelili do przodu, niczym z procy, i ja - regularny ciułacz, wstający co drugi dzień o 4 rano, by dorobić - nie byłem już w stanie z nimi nadal konkurować i dalej mieszkam na dwóch pokojach. To właśnie z powodu powszechnej dostępności kredytów ceny mieszkań w ciągu ośmiu lat skoczyły o 250-300% (3,3 tys. w 2001 r. w Warszawie, 10 tys. w 2009 r.).
W latach 2000-2003 r., przy zarobkach znacznie wyższych niż średnia krajowa (przyznaję), rocznie mogliśmy wraz z żoną spokojnie zaoszczędzić na około 15 metrów kwadratowych. Przez trzy lata nazbieraliśmy od podstaw na 2 pokoje.
Dziesięć lat później, w 2011 r., mimo zdobyciu przeze mnie wyższych uprawnień zawodowych, znacznie większemu doświadczeniu, poszerzeniu bazy klientów itd. i zarobkach nadal znacznie wyższych niż średnia krajowa, udawało mi się zaoszczędzić jedynie na 5-6 metrów kwadratowych, a więc trzykrotnie mniej. Nawet uwzględniając wzrost wydatków (dwójka małych dzieci, które pojawiły się w międzyczasie), uzyskujemy ponad dwukrotny spadek siły nabywczej pieniądza.
Obawiam się, że gdy bańka kredytowo-mieszkaniowa pęknie, na rynku pojawi się wysyp mieszkań w dobrych lokalizacjach, kosztujących połowę tego, co obecnie. I nie będzie chętnych na ich nabycie.
Bańka kredytowo-mieszkaniowa musi pęknąć.
Ten krach jest nieunikniony, gdyż zarobki nawet w części nie wzrosły, idąc w ślad za wzrostem ceny mieszkań.
Nie trzeba być matematykiem, by dojść do wniosku, że poprzez politykę kredytową jesteśmy ogołacani z naszego dorobku. Wystarczy uświadomić sobie, że cena 1 m kw nie jest wliczana do oficjalnej inflacji, więc zwykły Polak żyje w ułudzie, że inflacja wynosi 3-4%.
A niby dlaczego, ja się pytam? Przecież portfel rodziny polskiej w znacznej mierze zależy od tego, ile kosztuje mieszkanie. To najpoważniejsza pozycja w budżecie (oszczędności na nowe lokum tudzież rata kredytu za już nabyte mieszkanie).
A w rzeczywistości na przestrzeni dekady rzeczywista inflacja (spadek realnej wartości zarobków statystycznego Kowalskiego, który musi kupować nie tylko bułki i samochody, ale także mieszkania) wynosi co najmniej kilkanaście procent rocznie.
Spadek siły nabywczej pieniądza jest jednak zawoalowany przed społeczeństwem. Dopóki sobie tego nie uświadomimy, będziemy Syzyfem nabijającym kabzę cwańszym od nas.
Czegos tu nie rozumiem. Jeżeli przychodzę do banku po kredyt i powiedzmy od 100.000 chcą prowizji w wysokości 1000 to albo im daje 1000 z mojego portfela i biorę 100.000 kredytu albo biorę 99.000 i kredytują mi prowizję. Więc gdzie tu jest przekręt? Gdybym dal im ten 1000 ze swojej kasy to by liczyli procenty od 100.000 i tyle. A tak oni mi dają kredyt też na tą prowizję bo nie mam na nią pieniędzy więc liczą odsetki od 100.000 a mi dają 99.000 bo 1000 poszedł na prowizję nie z mojej kasy tylko z ich.
Genialne !!! bardzo rzetelne podsumowanie !!! może znajdą Państwo jakąś kancelarię, która zaintereseuje się sporządzeniem pozwu zbiorowego. I kancelaria zarobi krocie i my - zwykli klienci, pozdrawiam -))
POniekąd sam pan sobie odpowiedział, nie wiem czy bank przyjąłby od pana wpłatę Pańskiej prowizji dla banku, w tym banksterskim burdelu / ?/
liczy się jedynie zysk z procentów, im więcej oprocentowanych kosztów tym większy zarobek banku, vide ostatnie bilanse banków, reasumując, prowizja i ubezpieczenie to kwota jednorazowa / z tym ubezpieczeniem też nie byłbym pewien, gdzie i u kogo bank się ubezpiecza / i odliczana od kredytu powinna być raz i ostatecznie, ta kasa zostaje w banku a wyrolowani kredytobiorcy płacą odsetki za pieniądze, których nie dostali do ręki.
czy kosztem kredytu dla banku nie powinno być jedynie oprocentowanie, które i tak 4 razy przekracza stopę lombardową ?
Bardzo dobry tekst !! Ludzie nie mają pojęcia, że jesteśmy krajem postkolonialnym. Nie wiedzą, że polski majątek został sprzedany za grosze i pieniądzem dysponują tylko inwestorzy zagraniczni, którzy traktują nas jak kraj neokolonialny. Drenują Polaków jak murzynów w Afryce. Jeśli Polacy przestaliby wierzyć w zapewnienia Donka, że Polska jest kimś na arenie międzynarodowej, to tylko by na tym zyskali. Przy okazji zastanowiliby się czy aby nie wybrać do władzy posłów gwarantujących podniesienie rangi kraju do poziomu partnera. Nasze ministerstwa swoimi przepisami robią z nas neoniewolników. I to nie występuje w prawodawstwie innych - samodzielnych krajów.
W wytrzebieniu tych przepisów miała pomóc lustracja... najpierw trzeba usuwać sługusów obcych mocarstw, potem poprawić prawo by było dla Polaków.
"...i odliczana od kredytu powinna być raz i ostatecznie, ta kasa zostaje w banku a wyrolowani kredytobiorcy płacą odsetki za pieniądze, których nie dostali do ręki."
Zaraz zaraz - jak to nie dostali ich do ręki? Żeby im bank dal kredyt to chce prowizję i ubezpieczenie tak? No to im płacisz a oni Ci wypłacają cały kredyt. Jak ich nie masz to ci pożyczają na te opłaty i sobie je sami płacą a tobie każą spłacać to co Ci pożyczyli na te "opłaty dodatkowe"
Nie odpoczniemy pod palmami. Z wyliczeń ekspertów wynika, że po 13 latach inwestycji w OFE mężczyźni – tak jak kobiety – dostaną żenująco niskie emerytury. Rząd, wydłużając wiek emerytalny do 67. roku życia, doprowadził do tego, że rzeczywistym beneficjentem OFE będą towarzystwa emerytalne, a nie ciężko pracujący Polacy. Przełomowy dla OFE, a także dla towarzystw emerytalnych miał być styczeń 2014 r. Wtedy to po raz pierwszy swoje emerytury z funduszy emerytalnych zaczęliby pobierać mężczyźni. Od tego momentu liczba świadczeniobiorców miała lawinowo rosnąć. Przestrzegali przed tym nawet autorzy reformy z 1999 r. Dzięki przeforsowanym przez premiera Donalda Tuska zmianom w systemie odsuwa się godzina prawdy o tym, ile wyniosą emerytury dla mężczyzn. Nie ma co jednak liczyć na jesień życia na plaży pod palmami. Świadczenia dla kobiet, które jako pierwsze sięgnęły po pieniądze z OFE, były żenująco niskie i przeciętnie wyniosły 92 zł. Mężczyźni, choć pracują dłużej, też niewiele skorzystają, bo ostatnie lata oszczędzania na emeryturę obfitowały w spadki na giełdzie. – Po 13 latach inwestowania mężczyźni mogliby liczyć na emeryturę z OFE w wysokości 150–190 zł – szacuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-u. Ale kapitał ten może jeszcze topnieć. W pierwszych miesiącach tego roku OFE odrabiały straty z inwestycji, ale kwiecień i maj okazały się ponownie złym okresem dla giełdy, głównie z powodu spadku kursów akcji spółek budowlanych. Zdaniem Janusza Szewczaka ten rok pod względem inwestycji giełdowych będzie słaby. Jeśli nastąpi krach na giełdzie, przyszli emeryci nie mają co liczyć nawet na wypłaty rzędu 200 zł. Emerytury z OFE będą mniejsze także dlatego, że w połowie zeszłego roku rząd przykręcił strumień pieniędzy płynący do otwartych funduszy emerytalnych. Zamiast 7,3 proc. naszej składki trafia tam teraz tylko 2,3 proc. Tracą na tym przyszli emeryci, ale też towarzystwa emerytalne, należące w dużej części do zachodnich instytucji finansowych. Skoro mniej pieniędzy trafia do funduszy, to i prowizje za zarządzanie oraz inne opłaty, które pobierają od nas towarzystwa emerytalne, są niższe od zakładanych. Wydłużanie wieku emerytalnego oznacza dłuższy okres przetrzymywania pieniędzy na świadczenia i wyższe prowizje dla towarzystw emerytalnych. Być może rząd rekompensuje im w ten sposób straty wynikające m.in. z obniżenia składki odprowadzanej do funduszy.
Oczywiście należy uwzględnić wysokość tych opłat które mogą być za duże. Ale system jest jak najbardziej prawidłowy. A to że ktoś weźmie kredyt z opłatami w wysokości tego kredytu to już jego głupota. Jak brałem kredyt hipoteczny to 1% prowizji doliczyli mi do kredytu i tyle. Co za różnica czy te 1% zapłaciłem z własnej kieszeni czy pożyczyłem od znajomych a potem im oddałem z kredytu? Jak nie masz forsy na opłaty to musisz je skredytować.
Dla mnie nie jest to tak do końca oczywiste, jeśli chodzi o ubezpieczenie.
Prowizja: rozumiem- bierze sobie bank i pobieranie od tego odsetek, skoro to zostało już zapłacone - to draństwo.
Ale ubezpieczenie, jak rozumiem, oznacza spłatę kredytu przez jakieś towarzystwo ubezpieczeniowe, jeśli klient nie będzie mógł spłacić kredytu, bo na przykład... umrze.
A co by było, gdyby bank powiedział klientowi:
- Dajemy Panu 15000 kredytu, ale musi pan ten kredyt gdzieś ubezpieczyć na własną rękę, na przykład w PZU i wypłacimy pieniądze, gdy przyniesie Pan zawartą umowę ubezpieczenia.
Klient idzie do "PZU", ubezpiecza kredyt, płaci tyle, ile trzeba (aż 3000 zł???!!!), bank wypłaca mu 1500, pomniejszone tylko o prowizję.
Ile zostanie klientowi w ręku, przy założeniu, że ową kwotę na ubezpieczenie pożyczył od brata i po wykasowaniu 15000 oddał?
A odsetki w banku klient będzie płacił przecież od 15000 zł, czy tak?
Nie wiem, jak to jest z ubezpieczeniem kredytu, kto go ubezpiecza i dlaczego wynosi to aż 21% kwoty kredytu - to jest złodziejstwo, bo o ile mi wiadomo, Auto-casco, to ok.10% wartości samochodu.
Czyżby bank sam u siebie swoje kredyty ubezpieczał i wymyślił sobie te ponad 20%???
Setnie mnie rozbawiłeś. Zachodnia moralność!!! Takich oszustów i kanciarzy jak w UK w Polsce nie spotkałem. Normalką jest co innego ustnie ustalić a co innego wpisać do umowy i to po kwadransie! Kontakty z bankami lepiej ograniczyc do minimum. Co ciekawe urzędnicy państwowi na tym tle wypadaja bardzo korzystnie.
nikt nie karze nikomu brać kredytu. Prawdziwym przekrętem jest to co wyprawia NBP, istnienie prawnego środka płatniczego, rezerwa cząstkowa czy pieniądz fiducjarny, itp. Ale o tym się nie mówi, bo "patriotyczna złotówka"; "Narodowy Bank POLSKI", itp. A mi tam jakoś nie jest lżej, że mnie okrada Polak, a nie np. Niemiec. pozdro dla kumatych
Jak brałem pozyczkę to miałem do wyboru z ubezpieczeniem lub bez, wszystko mi wyjasnili. Bez ubezpieczenia był minimalnie większy procent, ale za to rata wyszła mniejsza. Nie jest prawdą, że bank wymaga ubezpieczenia, bank je zaleca. Natomiast rzeczywiście odsetki są naliczane od całości kredytu.
Proponuję inną optykę: oprocentowanie tego 1000 zł. jest zasadne, gdyż jest bezpośrednim dowodem, że BANK TYCH PIENIĘDZY NIE MA!!! Dopiero kredytobiorca ma swoją pracą nadać temu papierowi wartość.
Bank sam sobie nie może płacić zdeprecjonowaną walutą!!! Musi ona być powiększona o "koszt jej wytworzenia".
Bank podpisuje umowę zg z którą udziela mi kredytu 100'000
Z okazji tejże umowy na wstępie MAM ZAPŁACIĆ bankowi prowizję (dajmy 3'000) oraz koszty ubezpieczenia (dajmy 2'000) - tak mówi umowa którą podpisuję, jeżeli nie pasuje to nie trzeba podpisywać.
Gdybym zapłacił bankowi moją gotówką nie ma problemu ale NIE PŁACĘ więc bank wypłaca mi kwotę kredytu po potrąceniu prowizji i ubezpieczenia a więc dostaję 95'000.
W tym momencie większość komentujących czerwienieje bo bank nalicza odsetki od 100'000 a więc także od 5'000 "których nigdy nie dostałem" - TAK, PROWIZJA I UBEZPIECZENIE SAME SIĘ ZAPŁACIŁY
Dziennikarstwo pierwsza klasa oraz niezwykle wnikliwe i celne komentarze.
Idealnym rozwiązaniem byłoby rozbicie "kosztu transakcji"na raty odrębne od kwoty kredytu.Nie można jednak jak to sugeruje Autor posta czy ŁŁ, pominąć te koszta. Dlaczego? Ano dlatego, że to bank udzielił nam na nie kredytu.100 000 minus 1 000 daje 99000 tyle tylko, że ten tysiąc nie był nasz i od niego tez należy zapłacić banowi odsetki, bo udzieli nam na nie kredytu.Nie wiem jak można tego nie rozumieć.
Widzi Pan, sprawa nie jest aż taka prosta. Wszystko przez pomyłki semantyczne. Bank pieniędzy, które pożycza NIE MA. Należałoby używać innego słowa.
Z całą pewnością niejednego wkurza to, że prowizja, która jest oprocentowana JEST WYPŁACANA NATYCHMIASTOWO JAKO PIENIĄDZ A NIE W RATACH PODĄŻAJĄC ZA TEMPEM JEJ SPŁACANIA!!! Na tym polega systematyczne bogacenie się ludzi z sektora bankowego. Oni mają szansę zamienić papiery na złoto czy inne precjoza zaraz po pojawieniu się tego pieniądza w obiegu na długo zanim rzeczywiście ktoś podeprze je swoją pracą. Na prywatny użytek nazywam to "taśmociągiem wartości".
bank udziela nam kredytu na 95000 + 5000 na opłatę ubezpieczenia, łączny koszt kredytu do spłaty wynosi 100 000 zł
autor dał się wciągnąć w maliny
po drugie większość kredytów wygląda tak że ubezpieczenie płacimy co miesiąc a nie z góry
wreszcie, obok banków lichwiarskich są banki udzielające uczciwych kredytów na 7% a nie 27% czy na 0% bez ubezpieczenia (wtedy część kosztów zapewne ponosi sprzedawca) przykład: wziąłem kredyt na 50 rat na 0% bez ubezpieczenia, cena sprzętu taka sama jak w internecie a więc koszt zakupu nie jest zawyżony, czyli można
To jest genialna forma kradzieży. Naciąć każdego Polaka na kilkadziesiąt, kilkaset złotych rozłożonych w czasie. Co miesiąc odpływamy tu kilka złotych, tu kilkanaście, tu kilkadziesiąt. Doliczając podatki i ZUS-y uzyskujemy gigantyczne kwoty.
Nikomu z osobna nie opłaca się sporządzać pozwu, bo koszty prawnika i nakład czasu niewspółmierne. Natomiast Polacy, wtłoczeni w obecny debilny system prawa, nie są w stanie jako naród skonsolidować się, by drogą legalną ten debilny system bankowy obalić.
Pozostaje ulica i masowy protest = niepłacenie kredytów. Jeśli 10 mln rodaków to uczyni i założy Antylichwiarską Solidarność, żaden komornik nie pomoże.
Tylko że musimy stanąć jeden za drugim, murem. Bez tego ani rusz.
Nie orientuję się dokładnie, jak to jest z oprocentowaniem prowizji i ubezpieczenia w kredycie, czy bank ma prawo i ile.
Złodziejstwo naszych banków widzę gdzie indziej, a mianowicie we wszelakich opłatach, których na przykład w bankach niemieckich nie ma.
Jeśli przelewam elektronicznie € z konta w niemieckim banku do polskiego, to za tę operację niemiecki bank nie potrąca ani centa, natomiast polski owszem - za wpływ pieniędzy na konto.Jeśli odwrotnie: z polskiego banku do niemieckiego, to opłaty za przelew elektroniczny są jeszcze wyższe.
Natomiast bank niemiecki pieniądze przyjmie bez niczego, a jeśli wpływy na konto na przykład w 'Postbanku" wynoszą minimum 1250€, to bank ten rezygnuje dodatkowo z 5 € za prowadzenie konta.
Przelew elektoniczny z jednego niemieckiego banku do drugiego też nic nie kosztuje, a proszę mi znaleźć polski bank, który za podobną operację nie skubnie "złotypięćdziesiąt".
Takich przykładów można mnożyć.
Wystarczy wejść na stronę tabeli opłat i prowizji jakiegokolwiek banku w Polsce - mózg się zlasuje, gdy się poczyta za jakie pierdółki oni sobie opłaty naliczają.
Nawet za operacje dokonywane elektronicznie - czyli: gdzie żaden z pracowników banku paluszkiem nie kiwa, a bank "złotypińdziesiąt" z konta ściąga.
zgodnie z unijnym prawodawstwem kredytem jest kwota, jaką dostajemy do ręki
-- koniec cytatu ---
Oczywiście.
Dostaje Pan do ręki 100.000 PLN. I to jest kwota kredytu.
I płaci Pan ubezpieczenie i prowizję. Biorąc z tych 100.000, czy z portfela, w którym przygotował Pan 5.000 na opłaty. Ale kredytu dostał Pan do ręki 100.000 PLN.
To, że bank potrąca z kredytu, nie ma znaczenia. Jest to tylko uproszczenie operacji. Wyeliminowanie jednej, zupełnie zbędnej czynności.
Jak można tego nie rozumieć?
PS.
By wyjaśnić dokładniej. Jeśli dostanie Pan 100.000 PLN kredytu, poprosi Panią w banku, by z tego kredytu pobrała na prowizję i ubezpieczenie 5000 PLN oraz dodatkowo zlikwidowała 5.000 uzgodnionego debetu na rachunku bieżacym, to na rękę bank wypłaci 90.000. PLN.
To znaczy, według Pana, że dostał Pan 90.000 kredytu????
Jeśli komuś przed wzięciem kredytu nie chce się policzyć rzeczywistego oprocentowania, powinien sprawdzić RSSO i upewnić się, czy są w nim zawarte wszystkie koszty (łacznie z ubezpieczeniem).
skąd te dane? w większości przypadków rynkowych jakie znam wygląda to tak:
kupujemy samochód lub meble, kredyt wynosi np. 10 000 zł
płacimy 20 rat po 500 zł + co miesiąc ubezpieczenie 30 zł
albo na początku prawie same odsetki i minimalne raty kapitałowe + ubezpieczenie w stałej wysokości
nie znam osobiście kredytu gdzie z góry płacimy ubezpieczenie 5 tys zł. jeśli płacimy je z własnej kasy - to kredytem jest 95 tys. zł, jeśli opłaca je bank i potrąca z góry od kwoty kredytu to jest to co najmniej dziwne...
popularne są również kredyty 0% bez ubezpieczenia np. w Saturnie czy BRW gdzie bank chce nas przekonać do ubezpieczenia ale absolutnie nie musimy go brać, no doprawdy nie spotkałem się na rynku konsumenckim z takimi praktykami chyba ze w warszawie jest inaczej,
ale na jakiej podstawie pisze pan ze tak jest w większości przypadków? wg mnie nie jest czego przykładem kredyty samochodowe czy remontowe w Sygma Banku
"Bo prowizja jest po pierwsze płacona od razu, po drugie nie jest kredytem. A oprocentowanie dotyczy kredytu."
Nadal uważam że się mylisz. Gdybyś zapłacił bankowi prowizję ze swojej kasy to to by było oczywiste. Ale oni Ci pożyczają kasę na tą prowizję własnie. Dlatego płacisz od niej odsetki. Bo im jej nie dałeś tylko oni Ci ją skredytowali bo kasy nie miałeś.
To tak jak byś powiedzmy musiał kredyt załatwić przez jakąś firmę trzecią bo powiedzmy sam nie potrafisz/ nie masz czasu. I ta firma chce od ciebie 1000 zł za taką usługę. Wtedy bierzesz kredyt na 100.000 a im dajesz ten 1000. I dlatego płacisz odsetki od 100.000 a nie od 99.000. Więc dalej nie rozumiem Twojego tłumaczenia. Można poprosić w takim razie łopatologicznie jak "chłop krowie na miedzy"
ps. Żeby nie było to nie mam nic wspólnego z żadnymi tfu bankami i itp.
"nie do końca. bo jeżeli i ubezpieczenie, i prowizja są płacone od razu, to nie odsetkują się, prawda? Więc bank powinien liczyć oprocentowanie od kwoty w umowie pomniejszonej o prowizję i ubezpieczenie."
Ty je zaplacileś od razu ze swoich pieniedzy czy żeby to Ci dokladnie wyjaśnić po prostu poszedles do drugiego banku i pożyczyłeś na to pieniadze? Zaplacisz wtedy odsetki (w dwu bankach) od calej kwoty czy tylko od tej pomniejszonej o prowizję a drugi bank olejesz i go nie splacisz?
"/po drugie większość kredytów wygląda tak że ubezpieczenie płacimy co miesiąc a nie z góry/ - otóż nie. Ubezpieczenie w większości przypadków płacimy z góry.
Prowizję także płacimy od razu. Tu chodzi o definicję wysokości przyznanego kredytu Drogi Acontrario. W telegraficznym skrócie zgodnie z unijnym prawodawstwem kredytem jest kwota, jaką dostajemy do ręki. Od prowizji i ubezpieczenia bank nie może liczyć oprocentowania. W Polsce prostym manewrem językowo-tłumaczeniowym banki załatwiły sobie, że kwota kredytu to nie jest to, z czym klient odchodzi od okienka, ale suma wszystkich opłat i wysokości kredytu."
No jasne - czyli gdybyś wprowadził to unijne prawodawstwo to by żaden bank ci nie sprzedał kredytu jezeli bys nie przyniósł owych 5000 prowizji i ubezpieczenia z wlasnej kasy. Więc nie masz grosza to wypad.
W awangardzie konfrontacji :)
Gospodarka przede wszystkim. Dziennikarz od zawsze, astronom z pasji, bloger z powołania. I zastępca naczelnego Nowego Ekranu